David Ogilvy – złe miłego początki
Inaczej niż Bill Bernbach, w początkach historii swojej agencji Ogilvy nie mógł być zbyt wybredny, jeśli chodzi o klientów. Mały budżet nie sprawiał w tym czasie, że drzwi gabinetu Davida pozostawały zamknięte. Cóż, być może właśnie dzięki temu powstała tak znakomita kampania koszul Hathaway – często mówi się, że im mniej pieniędzy, tym bardziej niestandardowe i mające siłę przebicia pomysły się generuje. Nie jest to oczywiście zasada, ale mała ilość pieniędzy niejako wymusza jak najprostsze rozwiązania. Z kolei prostota to jedna z najbardziej efektywnych sił w reklamie – łatwo o tym zapomnieć podczas kręcenia spotu telewizyjnego w tropikach.
Był 1951 rok. Hathaway miał budżet około 30 tysięcy dolarów. Na całą kampanię… Nie była to oczywiście kwota żenująco mała, ale wliczając koszt wykupienia reklam, nie robiła na nikim szczególnego wrażenia. A już na pewno nie na konkurencji marki Hathaway.

Ogilvy zaryzykował więc i uciekł się nawet do fortelu, by swój plan wprowadzić w życie. Pomysł był na tyle ekstrawagancki, że fotograf robiący sesję zdjęciową do reklamy usłyszał, że są to zdjęcia robione „dla śmiechu”. Kilka na początek sesji, a później już normalna praca. Pomysł opierał się na wykorzystaniu opaski na oko. Model, niczym niewyróżniający się mężczyzna w średnim wieku, w koszuli Hathaway, założył ją w trakcie owych wstępnych zdjęć. Gdy Ogilvy zobaczył rezultat, od razu wiedział, że to jest to. Nie mylił się.
Na koniec warto wspomnieć, że ta kampania jest też przestrogą, by nie zakochiwać się w pomysłach. Pomimo tego, że Hathaway dał agencji praktycznie wolną rękę, David Ogilvy podobno wybrał do ostatecznej realizacji dopiero osiemnasty koncept.